Emocje
Czuję codziennie tą emocję, która dławi mnie. Tak jakby ktoś w nieprzyjemny sposób naciskał na moją szyję i gdy skupiam się na tych emocjach czuję się jakby wszystko przerastało mnie, a ja chciałabym się skulić w najciemniejszym kącie szafy i zapłakać gorzkimi łzami, aż moje oczy będą całkowicie opuchnięte, usta spierzchnięte, a ja nie zapadnę w marazm. Jednakże nie pozwalam sobie na to. Gdy emocje zaczynają wychodzić, a oczy wilgotnieją. Zazwyczaj tłamszę to i zaczynam się uspokajać. W mojej głowie pojawia się zawsze ten wir, który otaczam grubą, wzmocnioną ścianą, tak żeby nic się nie przedostało.
Ktoś może spytać się co to za emocja? A ja odpowiem, że to samotność. Brak odpowiedniej osoby w życiu, która potrafiłby nakierować te emocje w innym kierunku i pozbyć się ich. Bo dla mnie istnieje tylko jeden sposób na pozbycie się ich, jest to masochizm, upodlenie, uległość, która wyzwala wszystko. I pomimo braku odpowiedniego doświadczenia, wiem jak bardzo tego pragnę, jak bardzo potrzebuje. A z drugiej strony jak nie potrafię znaleźć kogoś komu będę mogła zaufać i oddać się. Bo nie potrafię pójść z pierwszym lepszym, bo wiem że zamiast lepiej mogłabym się poczuć jeszcze gorzej. Nie może to być ktokolwiek. To musi być osoba, której zaufam całą sobą (ciałem, duszą, umysłem), tak żeby to co ze mną zrobi sprawiło, że poczuję się pięknie (a niewiele osób w ten sposób zrobi). Pewnie ktoś mnie nazwie niepoprawną romantyczką i będzie mieć całkowitą rację. Jestem romantyczką z duszą przepełnioną perwersją…